niedziela, 3 marca 2013

chwilowa niedyspozycja, dzieją się dziwne rzeczy!!
niedługo wracam, OBIECUJĘ i wtedy was odwiedzę...przepraszam, przepraszam, przepraszammm..... :(
i wszystko wyjaśnię!

waga: 46,5

>>SZALEŃSTWO<<



piątek, 22 lutego 2013

U mnie jak zwykle wiele komplikacji, za wiele. Zupełnie nie mam czasu żeby  złapać trochę powietrza.
Mama zauważyłą, że coś się ze mną dzieję, ale to moja wina. Nie potrafię już dłużej udawać, może kiedy dam sobie pomóc to w końcu wypłynę.
A więc zostałam zapisana do psychologa. Rozmawiam o problemach z obcą osobą i naprawdę czuję ulgę, wyrzucam z siebie złe emocje, oczyszczam się z tej zarazy. Wydaje mi się, że nie robie tego wyłącznie dla siebie, ale i dla ludzi, którzy są istotni w moim życiu, bo ich nieszczęście boli mnie bardziej niż własne.
Uśmiech mamy, taty = plus 10 do samopoczucia, dotarło do mnie, że bez Niej nie istnieję i tak dużo jej zawdzięczam. Zawsze kiedy utknę na mieliźnie Ona dmucha w żagle. Tata trzyma nas obie, a Jego surowe spojrzenie momentalnie przywraca mnie do porządku.
A moi "posrani" znajomi, których chciałam od siebie odepchnąć, wciąż TU są, bez nich również nie miałabym po co żyć. Jesteśmy dla siebie źródłem  niekończącej się energii, czerpiemy ją z wspólnie.

 I tak to jest, musiałam stanąć na krawędzi żeby się przekonać ile mam.

Wiadomo nie wszyscy wokół nas są pozytywni i nie mam zamiaru tracić na nich czasu, wolę otoczyć się tymi wartościowymi ludźmi, dla których nie jestem kolejnym trybem w maszynie.

Narazie muszę się cieszyć, na studiach wreszcie trochę luźniej, więcej czasu na przyjemności, oby tak dalej dalej dalej..

waga:47,1
“And then all of a sudden, I didn’t need to show people. Because it was painfully obvious all the time. I started trying to cover myself up. I shrank from hugs. Especially from my family. Hugging them, I would feel them feeling my spine. My ribs. My shoulder bones. So I stopped. Stopped the hugging. Crawled inwards. Curled up, went under, didn’t come out.” - Biting Anorexia

niedziela, 10 lutego 2013

na początek waga: 47,9 ale co z tego.. jak mam się cieszyć skoro wszystko inne rozpada się w HIPERdynamicznym tempie, nie daję już rady trzymać pewnych rzeczy w kupie. Życie dosłownie wyślizguje mi się z rąk (jak mydło?? tak mi się skojarzyło). Im bardziej chcę się bawić w dorosłą, tym mniej mi to wychodzi, im bardziej chcę być sama, tym mniej chcę. Miałam okazję się przekonać, że samotność sprzyja autodestrukcji, czarne myśli niczym potwory czekają tuż za rogiem zawsze gotowe do ataku. Wiem, że ponownie tracę kontrolę. "Nareszcie" dostałam od rodziców UPRAGNIONE mieszkanie, a dlaczego w cudzysłowiu? A dlatego, że ja chyba boję się mieszkać sama, boję się, że pod wpływem chwili zrobię coś okropnego, coś nie-do-pomyślenia, a nikt mnie nie uratuje. A jeszcze żeby było dramatyczniej, oprócz siły psychicznej tracę też siłę fizyczną. W tym tygodniu dwa razy "odleciałam", potem chciałam coś zjeść, ale z drugiej strony nie chciałam..wzięłam jakieś tabletki na sen. Sen stał się dla mnie tą trzecią świetną opcją na wszelkie zawiłe decyzje, to takie proste, tabletka i siuuup nie ma mnie i niech nawet koniec świata nastąpi, mnie to nie dotyczy, NO PRZECIEŻ ŚPIĘ! Jutro poniedziałek, więc dzisiejszy wieczór spędzę na wybieraniu jakiejś ciekawej maski na jutro, rano zajmuje to zbyt wiele czasu. Zastanawiam się nad: delikatny uśmiech/roztargniona z niewyspania. Przymierzę, zobaczę, w której ŁADNIEJ i praktyczniej. Może Roztargniona pozwoli mi na szybki przebrnięcie przez dzień, ludzie nie będą się zbyt zagłębiać w mój nastrój, a przede wszystkim moja kochana Klaudia nie będzie umierać z niepokoju. Dobrze, że jest ze mną, jest moim stałym punktem odniesienia, ale jednak narazie pozostanę w masce.
Jak to jest być zakochanym?

poniedziałek, 4 lutego 2013

zacznę od tego, że jak już raz stanęłam na wadze to prawie z niej nie zchodzę i nie uważam tego za zbyt "pożyteczne". obecnie jest równo 49, czyli jakoś się trzymam i jestem usatysfakcjonowana moją  super-NOWĄ silną wolą.
przestałam też już dawno zwracać uwagę na uszczypliwe komentarze dotyczące mojego wyglądu..na przykład ostatnio przeprowadziłam ciekawą dość rozmowę z BLISKIM kolegą:
-zaczynasz mnie przerażać, co ty w ogóle ze sobą robisz??te kości niedługo przebiją ci ubrania!wcale nie wylądasz dobrze..
-akceptujesz to co widzisz lub tracisz to
i tak zakończyło się nasze bardzo krótkie spotkanie. zostawiłam go samego w ruinach (nasze miejsce na "posiedzenia"), kiedyś bym tego nie zrobiła, ale teraz jestem egoistką i troszczę się o swoją dupę i tyle, żegnaj ty cholerny terrorysto!

a no i znowu nie mogę spać, chodzę po domu, siedzę w oknie, oglądam seriale i skupiam się na problemach bohaterów, żeby zapomnieć o własnych i zwyczajnie nie dać się zwariować. powiem wam.. to pomaga. i zapomniałabym, jeszcze słucham jak w pokoju obok szlocha sobie w poduszkę moja MALUTKA siostra, bo przecież ta miłość jest taka niesprawiedliwa i dała jej popalić kolejny raz. wolę jednak udawać, że jestem głucha, szkoda moich magicznych nocnych godzin na te słowa pocieszenia.

ale już się nie rozpisuję, nie będę przynudzać, lecę sprawdzić co u was słychać <3
"Beautiful sadness is a myth. Sadness turns our features to clay, not porcelain."

niedziela, 27 stycznia 2013

waga z rana: 49,8
wreszcie coś się wydarza

4 sprawiła mi taką radość, że wybrałam się do lasu pobiegać. to było z jednej strony coś niesamowitego, czułam się jakbym zamarzała i dusiła się świeżym powietrzem. w pewnym momencie zatrzymałam się, bo już zabrakło mi sił, usiadłam na śniegu..i TU zaczyna się właśnie ta druga strona. naprawde nie potrafiłam się podnieść, nogi i ręce odmawiały mi posłuszeństwa, wpadłam w panikę, myślałam, że umrę (żałosne..).
nawet jak o tym piszę to nie mogę się opanować od śmiechu..jestem słaba i wydawało mi się, że umrę, bo przebiegłam kawałek. to by była zdecydowanie jakaś komiczna śmierć, no bo nie nie na pewno nie tragiczna. potem znając życie(i tak na zmianę śmierć, życie, śmierć i znowu życie) znalazłabym się w internecie pod hasłem ThePolishFail. wyśmienicie, piękny koniec.

aj pieprze, przepraszam..

nie no jest dobrze, wróciłam z lasu, egzystuję, odchudzam się, dzień jak co dzień!


poniedziałek, 21 stycznia 2013

koniec kurwa z tym lenistwem...od jutra więcej ćwiczeń, mniej żarcia! musi być tak jak kiedyś ( waga tak pięknie i momentalnie leciała w dół)

dlaczego ludzie są tacy słabi?? tak łatwo ulegają pokusą? czy naprawdę nie da się żyć bez kawałka ciastka?!
i dlaczego JA robię jakiś cholerny rytuał z każdego posiłku..to się musi zmienić, nie mogę żyć między porami jedzenia, jedzenie musi być dla mnie takim małym dodatkiem, o którym będę zapominać bo jest tak prześmiesznie nieistotny.

jeżeli za tydzień spojrzę w lustro i zobaczę w nim to co dziś, to przysięgam, że je rozbiję, a odłamkami poodcinam sobie ten twór, który na mnie wisi.


edit: jest 50,5 kg
wreszcie wlazłam na wagę